Mężczyzna z firmy cateringowej, która dowozi posiłki dla chorych, przyjechał do szpitala kilka minut po godzinie trzynastej. Wjeżdżał windą na drugie piętro. Nagle mechanizm się zatrzymał. Początkowo mężczyzna się nie denerwował. Był pewien, że za chwilę dźwig ruszy. Tak się jednak nie stało.
Mimo wielokrotnych telefonów do pogotowia dźwigowego, mechanik nie odbierał. Coraz częściej było słychać dzwonek alarmowy w windzie. Uwięziony w środku mężczyzna wyszedł dopiero po dwóch i pół godzinie.
- Tylko dlatego, że dźwig... naprawił się sam – mówią pacjenci. - Pogotowie techniczne nie dojechało.
Pracownicy szpitala mówią, że to nie pierwsza awaria.
- Kiedyś spędziłam w zamknięciu ponad pół godziny - mówi pani Grażyna, pielęgniarka. - One często się psują. Wczoraj chyba ze trzy razy.