Gdyby nie wytrwałość Moniki i Patryka, mewa zamarzłaby z zimna. Nie była bowiem zdolna do przemieszczenia się w ciepłe miejsce. Przez ranne skrzydło, mogła jedynie pokonać niewielką odległość.
fot. Adam Strukowicz
Około godziny 14.00 otrzymaliśmy telefon od jednego z mieszkańców. Poinformował on nas o rannej mewie siedzącej na śniegu przy pasażu „Rondo” w centrum miasta. Jak tłumaczył mężczyzna – o rannym ptaku zawiadomił niemalże wszystkie służby. Niestety z problemem odsyłany był ciągle pod inny numer telefonu.
Gdyby nie wytrwałość Moniki i Patryka, mewa zamarzłaby z zimna. Nie była bowiem zdolna do przemieszczenia się w ciepłe miejsce. Przez ranne skrzydło, mogła jedynie pokonać niewielką odległość.
fot. Adam Strukowicz
- Ponad godzinę czekaliśmy z koleżanką na przyjazd pracownika schroniska – tłumaczy Patryk. - Wcześniej odsyłano nas ciągle do straży miejskiej. Tam natomiast poinformowano nas, że miasto nie ma obowiązku interwencji w razie rannego zwierzęcia (tym bardziej ptaka). Skontaktowaliśmy się więc ze schroniskiem miejskim, gdzie również mieliśmy kłopot z namową pracowników do przyjazdu. Na szczęście po ponad godzinie doczekaliśmy się samochodu schroniska – dodaje.
fot. Adam Strukowicz
Ranne zwierzę zabrano do placówki. Tam prawdopodobnie zajmie się nim weterynarz.