Z energicznej, wesołej i przebojowej kobiety dziś pozostał jedynie cień. Pani Alina ciężko zachorowała i od ponad dwóch lat walczy o życie. Schudła kilkadziesiąt kilogramów. Ledwo chodzi i mówi. Choruje na białaczkę, cukrzycę i inne dolegliwości. To nie choroba jednak odbiera chęć życia Pani Alinie, lecz skomplikowana sytuacja rodzina.
– Zostałam bez środków do życia, z minimalną emeryturą, która nie starcza mi na leki. Wszystkie moje oszczędności przywłaszczył mój syn Bogdan - opowiada drżącym głosem staruszka.
Diagnoza lekarzy była miażdżąca. Dano jej niewielkie szanse na przeżycie. Gdy kobieta dostała skierowanie do szpitala w Szczecinie, postanowiła upoważnić do konta swojego syna. – Miałam w banku 50 tys. złotych. Zbierałam całe życie, by na starość nikogo o nic nie prosić. Chciałam, żeby syn zorganizował pogrzeb, gdybym nie wróciła ze szpitala. A to co zostanie by przeznaczył na własne cele – mówi pani Alina.
Na szczęście lekarze ze Szczecina stanęli na wysokości zadania i na tyle podleczyli kobietę, że ta mogła wrócić do domu. I wtedy okazało się, że jej syn wykorzystał upoważnienie i przez trzy dni roztrwonił wszystkie pieniądze matki. Według Pani Aliny, z którą od czasu przejęcia pieniędzy syn urwał kontakt, za oszczędności życia kupił sobie samochód.
Udało nam się skontaktować z synem pani Aliny. Ten kategorycznie wszystkiemu zaprzecza. – Matka sama przekazała mi te pieniądze. Próbowaliśmy jej pomóc- razem z siostrą zapewnić jej pomoc i opiekę. Ale Ona na naszą ofertę pomocy reagowała pomówieniami. Ja z nią nie chcę mieć nic wspólnego!- mówi oburzony słowami swoje matki pan Bogdan.
- Dziś brakuje mi na chleb. A najgorsze, to chyba najbardziej boli w sercu, że taki los na starość zgotował mi mój własny syn. – rozpacza Pani Alina. – Wszystkie matki, które są w podobnej sytuacji ostrzegam, by nie popełniły takiego błędu jak ja. Synowi wybaczam - mam nadzieję, że kiedyś gdy mnie już nie będzie ruszy go sumienie i będzie żałował krzywdy jaką mi wyrządził.