Te pierwsze pieczone już w średniowieczu pączki smażono z chlebowego ciasta, a nadzieniem była... skórka słoniny. Przysmak ówczesnego tłustego tygodnia podawany był przede wszystkim jako zakąska do wódki. Siłą rzeczy, z takiego obyczaju najmniej radości miały dzieci. Dziś jest chyba wręcz przeciwnie. To najmłodsi prześcigają się często w zawodach pt. „kto zje więcej pączków”.
Zgodnie z tradycją dziś w sklepach i cukierniach pączki to najlepiej schodzący towar. Ale ku naszemu zaskoczeniu odkryliśmy wczoraj, że w Świnoujściu są cukiernicy i piekarze, którzy wycofują się z masowego smażenia. Tradycje podtrzymuje piekarnia PSS „Społem” choć i tam tłusty czwartek to już nie to co przed laty. Najlepszy dowód, że wszyscy o wiele później zaczynają właściwe pieczenie. W PSS-ie dopiero nad ranem zapełniły się kadzie z gorącym tłuszczem do których wrzuca się przygotowane ciastko z wkładką.
O tę wkładkę zrobiła się zresztą w Polsce cukiernicza awanturka. To za sprawą słynnego warszawskiego Bliklego, który w filmie reklamowym poinformował, że prawdziwy pączek musi mieć nadzienie z różanej marmolady. Co zatem mają zrobić setki innych, którzy używają pospolitego dżemu truskawkowego..?
Co na to klienci ? My na szczęście puściliśmy mimo uszu te zawodowe przepychanki. Bo dziś najważniejsze nie jest przepychanie, a upychanie. To prawdziwa słodka rozpusta przed okresem wielkiego postu. I choć stara ludowa mądrość mówi, że trudno jest najeść się na zapas to dziś warto spróbować. Choćby po to by smak pysznego nadzienia w ciepłym cieście pozostał w ustach na bardzo dłuugo.
Smacznego!!!