Ciepłe piwo, chudzi, tłuści, spoceni pod pachami faceci ze spoconymi kobietami z nadwagą. Ujadające dzieci, nerwowe psy. Nastolatki chichoczące w stadach. Kurz, plastikowe kubeczki pod stopami. Prezydent w skarpetkach do sandałów, faworyta, urzędniczki w pełnym makijażu wbite w garsonki ze strużkami potu wypływającymi spod trwałej, kandydatki na posłanki i partyjni liderzy w wianuszku pretorian. Z uśmiechem wyborczym przywartym do ust. Zagroda dla lokalnej elity, kochanki, żony, matki polki, księża. Żel na włosach, tatuaże, kolczyki w pępkach, demony piekieł na armaturze. Niemieccy emeryci szukający śladów zatopionej Atlantydy NRD. Niewesołe miasteczko. Karuzela z prowincjonalnymi madonnami. Strzelnica z pijanymi pluszakami, pijani ojcowie, pijani dziadkowie i uczniowie. Komary też z czasem pijane. Na scenie żywe trupy albo trupy przyszłe. Światowi artyści, najlepsi na świecie. Przeciąganie lin oraz nerwów. Androgyniczni marynarze, tak lubiani przez starszych zadbanych panów. Wieczorem chóralne womitowanie w rytmie szant. A wszystko zanurzone w gęstym sosie prowincji. Dni Świnoujścia. Welcam.
redakcja