- Przecież to nie chodzi o naszą wygodę, ale o pasażerów – mówi jeden z taksówkarzy. – Teraz, aby wysadzić kogoś pod promem, musimy łamać przepisy. Zatoczka jest wiecznie zajęta, więc zatrzymujemy się na drodze, gdzie zjeżdżają samochody z promu.
Jest jeszcze jeden problem. Chodzi o odbieranie pasażerów z promu. Taksówkarze niezrzeszeni toczą boje z kierowcami z korporacji, twierdząc, że ci drudzy „podkradają” im klientów, podjeżdżając na przystanek autobusowy. Turyści nie chcąc już nigdzie dalej chodzić wsiadają do pierwszej lepszej taryfy.
Z kolei taksówkarze z korporacji tłumaczą, że zabierają tylko te osoby, które umawiają się na telefon.
- Nie możemy więc czekać na nich na postoju, tylko podjeżdżamy, pakują się i uciekamy. Tak jak życzą sobie tego klienci. Szybko i bezproblemowo – wyjaśniają.