- Obudziłem się o 12.00. Poszedłem napalić w kominku. Wołałem Tomka kilka razy. Ten nie odpowiadał. Kiedy wszedłem do pomieszczenia w którym spał zorientowałem się, że nie żyje – opowiada współlokator denata.
Bezdomny tłumaczy, że nie jest możliwe, aby Tomasz S. zamarzł. – Piliśmy tej nocy wódkę, bodajże do 2.00. W kominku było napalone. Było naprawdę ciepło. Nie możliwe, żeby zmarł z wyziębienia – twierdzi.
O zdarzeniu poinformowano policję i pogotowie ratunkowe. Stwierdzono zgon z przyczyn naturalnych. Prokurator odstąpił od dalszych czynności.