Chodzi o jedną z głównych portowych ulic tej części miasta – ul. Fińską. Na zakręcie w kierunku wspomnianego sklepu nawierzchnia jest w tak fatalnym stanie, że określenie „kocie łby” byłoby tu przesadzonym komplementem. Nieostrożnie jadący kierowca naraża tu swój pojazd na urwanie podwozia. Sytuacji nie poprawia fakt, że z tego szlaku bardzo często korzystają kierowcy najcięższych ciężarówek- tzw. TIR-ów. Ale zapuszczają się tu także prywatnymi samochodami mieszkańcy Warszowa. Chętnie robią tu zakupy albo tankują na pobliskiej stacji paliw. Przejechać bez stresów takie miejsce mogliby jedynie właściciele wysokich „Łazów” albo wojskowych „skotów”. Jak jednak dowodzą statystyki Wydziału Komunikacji takich terenówek niestety nie mamy zbyt wiele.
Wiadomo, że czasie gdy na lewobrzeżu trwa potężna przebudowa układu komunikacyjnego centrum, urzędnicy mają ograniczone możliwości sprzętowe aby zająć się peryferyjnymi ulicami prawobrzeża. Wydaje nam się jednak, ze są pewne granice takiego stawiania sprawy. Trzeba przecież brać pod uwagę bezpieczeństwo ludzi, a tutaj już właśnie bezpieczeństwo wchodzi w grę. Poza tym kto z miasta miałby ochotę pójść do sądu przeciwko kierowcy TiR-a, który z łatwością udowodni kto powinien dbać o stan ulic i kto jest mu winien odszkodowanie…