Bieńkowska powiedziała, co na wątrobie, to na języku. Tak trzymaj Elka! Przyznam rację każdemu, kto powie, że znów jakiś niewarty funta kłaków incydent robi za temat numer jeden w kraju. Zgoda, jednak do pewnego momentu, bo paradoksalnie takie właśnie głupoty biją władzę kochaną po stokroć bardziej niż największe
skandale i złodziejstwa. Takie mamy czasy, takie priorytety i tak wypraną „świadomość społeczną”.
Premierzyca pokazała rogi nie tylko Tuskowi, wprowadzając konsternację w szeregach PO, ale poszła dalej bo na wojnę z mediami. Za ten ostatni uczynek nawet jestem gotów Bieńkowską pochwalić, podoba mi się, że otępiałe intelektualnie towarzystwo
szukające sensacji na każdym rogu, z czego żyją, usłyszało parę słów prawdy.
Obarczanie wicepremiera za spóźnienie lokomotywy relacji Poznań-Warszawa mieści się kategorii medialny kabaret, a nie w zadaniach wicepremiera, jest to podobne do "niekompetencji' kapitana gdy wieje wiatr a ten odmówił opuszczenia portu. Pani Ela dopóki sobie siedziała z boku i wyciągała kasę z UE była poza krytyką, zadanie
miała łatwe i wywiązywała się z niego przyzwoicie. W momencie, gdy dostała do potrzymania kierownicę i usiadła na fotelu kapitana, żarty się skończyły. Te 400 do 500 miliardy, które będą wydane, wymaga 400 miliardów wkładu własnego. Powraca pytanie skąd? Mogła by poprosić Kaczora, który obiecywał że znajdzie BILION (10 do dwunastej potęgi. Pewne jest jednak że ten odpowiedział by: Wiem ale nie powiem, ale jeszcze pewniejsze jest to że pomylił bilion z bilonem.
Jestem przeciw temu, żeby TVN24 i wszystkie media okładały Bieńkowską ze wszystkich stron i rozdmuchiwały temat gołoledzi na torach do rozmiarów tak absurdalnych, które tylko media potrafią osiągnąć. Dajcie spokój ta kobieta naprawdę ma inne poważne zajęcie niż, zapchany klozet na PKP.
Jacek Sobota