Było to 19 września przed godziną dwudziestą drugą. Młode małżeństwo wracało do domu drogą krajową nr3. Kierowca zwolnił i jechał ostrożnie, bo wiedział, że jadąc ze Świnoujścia pomiędzy Łunowem a Lubiewem często są kolizje ze zwierzętami.
fot. Andrzej Ryfczyński
Po kolizji z łosiem kierowca i pasażerka samochodu cudem przeżyli.
Było to 19 września przed godziną dwudziestą drugą. Młode małżeństwo wracało do domu drogą krajową nr3. Kierowca zwolnił i jechał ostrożnie, bo wiedział, że jadąc ze Świnoujścia pomiędzy Łunowem a Lubiewem często są kolizje ze zwierzętami.
fot. Andrzej Ryfczyński
Właśnie około 200 metrów przed stacją kolejową Lubiewo zobaczył olbrzymie zwierzę, które wyglądało w ciemnościach jak żubr. Zaczął gwałtownie hamować. Pojazd wytracił prędkość chyba do około 50k/h. Wtedy centralnie samochód wjechał w podbrzusze, jak się okazało, bardzo dużego łosia. Przód samochodu i maska miały nieduże uszkodzenia. Cała masa ponad półtonowego łosia znalazła się na szybie i prawym lusterku. Szyba nie zapadła się, lecz w całości zdeformowała i popękała. Tak łoś przeleciał przez dach, który nie został uszkodzony. Zwierzę opadając kopytami uszkodziło tylny błotnik i jedną lampę.
fot. Andrzej Ryfczyński
Młode małżeństwo było w szoku. Zderzyć się z największym ssakiem kopytnym z rodziny jeleniowatych i wyjść bez szwanku to cud. Gdyby kierowca wcześniej nie zwolnił, pewnie skutki tej kolizji byłyby inne. Jak mi powiedzieli, byli w takim szoku, że nie pamiętają jak powrócili do domu, który był parę kilometrów od miejsca zdarzenia.