Takiej frekwencji mało kto się spodziewał. Gdy dotarłem na miejsce już po godzinie, Muszla Koncertowa i okolice promenady były pełne ludzi. Kto nie tańczył pod samą sceną, ten spacerował z kubkiem gorącej herbaty zimowej albo kawy zimowej, które można było kupić w pobliskich kawiarniach. Między jednym a drugim łyknięciem parującego napoju większość wracała na parkiet, bo DJ nie pozwalał komukolwiek się nudzić.
Od 19:30 do około 21:00 był absolutny szczyt zabawy. Wszystkie miejsca przed sceną, alejki obok, nawet skraj promenady - wypełnione po brzegi. Ludzie w różnym wieku, choć przeważała dorosła publiczność i seniorzy, którzy najwidoczniej pamiętają klimat tych hitów najlepiej. Młodych było mniej, ale ci którzy przyszli, bawili się jak reszta - bez spiny, z szerokim uśmiechem i w rytmie klasyków.
A co najciekawsze - wszystko to przy temperaturze minus jeden stopień! Nikt jednak nie narzekał. Co chwilę słychać było komentarze, że „gorąco, jakby było lato”. Parkiet faktycznie wyglądał, jakby temperatura była co najmniej o dziesięć stopni wyższa. Kto tańczył, ten szybko zapominał o chłodzie.
Około 22:00 impreza wciąż trzymała bardzo dobry poziom, a pod sceną nadal było sporo osób. Jedni tańczyli solo, drudzy w parach, a niektórzy po prostu przestępowali z nogi na nogę, rytmicznie kiwając głowami. Każdy znajdował swój sposób na dobrą zabawę.
Nieczęsto zimą zdarzają się tak żywe, energiczne wydarzenia plenerowe. Wczorajsza potańcówka udowodniła jednak, że jeśli jest dobra muzyka i fajny klimat, to nawet minusowa temperatura nikogo nie powstrzyma. Było luźno, wesoło i naprawdę gorąco.
Warto to powtórzyć!

