W wieku 92 lat zmarł kapitan Tomasz Dziwota – jedna z najbardziej rozpoznawalnych postaci środowiska morskiego w Świnoujściu. Wieloletni marynarz, kapitan żeglugi wielkiej i pilot morski, człowiek morza z krwi i kości. Jego pogrzeb odbył się dzisiaj 22 grudnia. Jak zauważają czytelnicy - tego dnia w porcie nie zawyła ani jedna syrena.
Świnoujście pożegnało kapitana, którego nazwisko przez dekady było znane w środowisku morskim. Tomasz Dziwota należał do pokolenia marynarzy, które budowało powojenną polską żeglugę - często w trudnych warunkach, z dala od kamer i oficjalnych uroczystości.
Urodzony w 1933 roku, absolwent Wydziału Nawigacyjnego Państwowej Szkoły Morskiej w Szczecinie, swoją drogę zawodową związał z morzem niemal na całe życie. Pływał na kutrach rybackich, statkach handlowych i pasażerskich, był także pilotem morskim i Kapitanem Portu. Kapitanem żeglugi wielkiej został w 1972 roku. Wspominany jest jako człowiek wymagający, ale sprawiedliwy - znający morze nie z książek, lecz z praktyki.
W branżowych publikacjach i archiwalnych materiałach portali morskich pojawia się jako świadek i uczestnik ważnych momentów historii polskiego rybołówstwa i żeglugi. Pracował w czasach, gdy zawód marynarza oznaczał nie tylko prestiż, ale i ryzyko, odpowiedzialność oraz długie rozłąki z rodziną.
- To był kapitan starej daty. Spokojny, opanowany, zawsze wiedział, co robi. Na mostku nie było krzyku - była decyzja - wspomina jeden z emerytowanych marynarzy ze Świnoujścia.
Inny dodaje:
- Tomasz Dziwota to była instytucja. Wielu młodych oficerów uczyło się przy nim morza i odpowiedzialności. Takich ludzi się pamięta.
Tym bardziej bolesny jest głos czytelnika, który zwrócił uwagę na brak symbolicznego pożegnania w porcie:
- Dzisiaj właśnie był pogrzeb kapitana. Żadne syreny nie zawyły w porcie. Ani promy, ani statki nie oddały mu hołdu. A to przecież miasto morskie - napisał do redakcji mieszkaniec Świnoujścia.
Ceremonia pogrzebowa odbyła się 22 grudnia 2025 roku. Wystawienie urny miało miejsce w kaplicy na Cmentarzu Komunalnym, a Msza Święta została odprawiona w kościele pw. bł. Michała Kozala. Rodzina, przyjaciele oraz ludzie morza pożegnali kapitana w ciszy - być może zbyt cichej, jak na miasto portowe.
Na oficjalnych stronach miasta i instytucji morskich próżno było w tych dniach szukać informacji czy wspomnienia poświęconego kapitanowi. A przecież to właśnie tacy ludzie przez lata budowali tożsamość Świnoujścia jako miasta morza.
Kapitan Tomasz Dziwota odszedł. Morze - jak zawsze - pamięta. Pytanie, czy pamięta także miasto.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Szanowni Państwo,
Zebraliśmy się aby pożegnać ś.p. kapitana Tomasza Dziwotę, człowieka wyjątkowego, o niezwykle barwnej historii życia. Chciałbym przypomnieć wszystkim kilka epizodów z życia Tomasza związanych z morzem i ze Świnoujściem.
Urodził się 1933 roku w Leżajsku, pięknym miasteczku na Podkarpaciu. Ojciec Legionista, ranny w wojnie z bolszewikami, żarliwy patriota, aresztowany przez Niemców zaraz po wybuchu II wojny światowej. Zginął w 1943 roku w hitlerowskim obozie koncentracyjnym. Cały ciężar wychowania Tomasza i Jego starszego brata spoczął na barkach matki. Było bardzo ciężko.
Wszechstronnie uzdolniony człowiek, zakochany w książkach, erudyta,
Co sprawiło, że po skończeniu gimnazjum w Leżajsku pojechał do Łeby, na dwutygodniowy Kurs Pracy Morskiej? Wcześniej nigdy przecież nie był nad morzem. Zew morza, pragnienie poznawania świata? Po zakończeniu obozu w Łebie wszystko potoczyło się już wg obranego kursu: Państwowa Szkoła Jungów, uczelnie morskie w Gdyni i Szczecinie, funkcja instruktora na Darze Pomorza.
Kiedy wydawało się, że marzenia morskich podróży na statkach handlowych są bliskie spełnienia – przyszło mu przeżyć gorzką pigułkę. Tomasz zamiast do floty handlowej, dostaje nakaz pracy do gdyńskiej Arki i jak pisze w swojej autobiograficznej książce, wydanej w 2003 roku, zmuszony został „pokochać ryby”.
Latem 1954 roku trafia do tworzonego wówczas PPD i UR „Odra” w Świnoujściu. To był Jego pierwszy kontakt ze Świnoujściem. Ciężka praca na ka-efkach i lugotrawlerach stanowi dla Tomasza wielkie rozczarowanie. Nieludzki system stalinowski, nie do zniesienia dla przesiąkniętego duchem wolności młodego człowieka, dopełnia czarę goryczy i skłania Tomasza i Jego kolegów – do zorganizowania ucieczki do Wolnego Świata. Obmyślają bardzo ryzykowny plan i w jego ramach, podstępnie porywają na morzu lugotrawler „Cietrzewie”. 8 godzinna ucieczka przed pościgiem kończy się niepowodzeniem. Pokazowa rozprawa w Domu Kultury na Warszowie. Sąd skazuje Tomasza na 5 lat więzienia. Część tej kary odbywa ciężko pracując w kopalniach. Dzięki październikowej odwilży 1956 roku, po 20 miesiącach wychodzi na wolność. Postulat uwolnienia „porywaczy z Cietrzewia” był zresztą jednym z postulatów sformułowanych na fali wydarzeń 1956 roku przez pracowników ODRY.
Konsekwencje porwania m/t Cietrzew, a przede wszystkim zapisy w ubeckich kartotekach na wiele lat uniemożliwiły Tomaszowi rozpoczęcie pływania na statkach handlowych. Imał się w tym czasie różnych prac – był pilotem w portach Szczecina i Kołobrzegu, pływał na rzecznych jednostkach po Wiśle. Książeczkę żeglarską odzyskał dopiero w 1962 roku, dzięki czemu mógł się okrętować na różnych jednostkach morskich PŻM i PLO.
W 1972 roku przypadek zrządził, że spotkał na swojej drodze Jerzego Szopę, ówczesnego Ministra Żeglugi, którego poprosił o pomoc w uzyskaniu paszportu i pozwolenia na pływanie u obcych armatorów. Pan Minister spełnił prośbę Tomasza. Po kilku latach pływania u obcych armatorów Tomasz zdobył wreszcie uprawnienia kapitańskie i w 1972 roku dostąpił zaszczytu dowodzenia pierwszym statkiem – m/s „Kapitan Kosko”.
1973 rok – drugi kontakt ze Świnoujściem. Tomasz na kilka lat zostaje szefem Kapitanatu Portu. Funkcja urzędnika to nie był jednak Jego żywioł. Wraca do pływania. Zostaje kapitanem promu Wilanów a później statków armatorów zagranicznych. W 1981 roku wraca do PLO i zostaje kapitanem promów Pomerania i Silesia w ramach tzw. czarterów tunezyjskich, a na koniec promu Nieborów. W międzyczasie zostaje również Przewodniczącym Rady Pracowniczej PŻB, choć po latach przyzna, że była to iluzoryczna funkcja, w fasadowym elemencie struktury państwowego przedsiębiorstwa.
LATA 90 – Tomek tworzy biuro pośrednictwa pracy na morzu. Angażuje się w batalię o samodzielność portu Świnoujście. Zostaje Prezesem Stowarzyszenia pod nazwą Towarzystwo Rozwoju Portu Świnoujście. Razem z nieżyjącymi już: Jarkiem Wdziękońskim i Leszkiem Goździkiem przy wsparciu Prezydenta Leszka Miłosza, lokalnego samorządu i mieszkańców miasta przewodzą społecznemu ruchowi na rzecz upodmiotowienia miasta w zarządzaniu terenami portowymi. Sytuacja żywo przypominająca dzisiejszą. Arogancja władz regionalnych i wojewódzkich. Brak zrozumienia w Warszawie. Nagonki prasowe, hejt, dezinformacje, propaganda jedynie słusznych rozwiązań, itp. W ostatnich dwudziestu paru latach Tomasz przeżywa wielkie rozczarowanie do polityków, dystansuje się do przemian w Polsce i w Europie.
Dobry i prawy człowiek. We wspomnianej książce, którą czyta się z wielkim zainteresowaniem, pisze bardzo ciepło i z sympatią o dziesiątkach osób, które poznał w swoim życiu. Wymienia ich z imienia i nazwiska: nauczycieli z Leżajska, profesorów uczelni morskich, kolegów ze studiów i z pracy – marynarzy, bosmanów, kapitanów, prezesów, dyrektorów, ludzi kultury, urzędników. Wielu bardzo ciekawie i z życzliwością opisuje. Z wielką estymą wyraża się o Leszku Miłoszu, pierwszym prezydencie Świnoujścia po upadku komuny.
We wtorek – odwiedziłem Tomka we Fregacie. Umówiliśmy się na dłuższe spotkanie w piątek z udziałem mojej żony Bożeny. Chciał koniecznie usłyszeć nasze wrażenia z podróży życia jaką niedawno odbyliśmy na Antypody. On tam też przecież był, w portach Australii i Nowej Zelandii. Nową Zelandią w ogóle był zachwycony. Niestety, rano dostaliśmy smutną wiadomość, że Tomek nie żyje.
Tomku, na 11 stronie wspomnianej już dzisiaj dwukrotnie książki napisałeś: (cytat)
Tak jak Twoi ukochani: żona Wiktoria i syn Grzegorz, byłeś miłośnikiem poezji. Przyjmij zatem ode mnie i Bożeny zbiór wierszy autorstwa Heleny Walkowiak, naszej poetki na wyspach, która niedawno również odeszła do Wieczności. Dziękujemy Ci za przyjaźń, za dobrosąsiedztwo, za wiedzę, którą się dzieliłeś, za mądrość, za życzliwość, za patriotyzm. Spoczywaj w pokoju na wiecznej wachcie u Najwyższego.
Powyższy tekst został odczytany podczas ceremonii pogrzebowej śp. kapitana Tomasza Dziwoty przez Andrzeja Szczodry, prywatnie związanego z kapitanem i jego wieloletniego znajomego.