W dużych polskich miastach bary mleczne to nie tylko wsparcie biedniejszych mieszkańców, ale też atrakcja turystyczna. W Świnoujściu turystów również nie brakuje, ale jakoś nikt dotąd nie pokusił się o utworzenie takiego punktu gastronomicznego.
Swego czasu tematem próbował zainteresować władze radny PiS Andrzej Mrozek. Wydawało się nawet, że pomysł chwycił… Dziś w wypowiedzi rzecznika prezydenta Roberta Karelusa, nie czuć już jednak entuzjazmu.
- Dofinansowanie posiłków w barach mlecznych nie jest skierowane do wszystkich, a jedynie do osób o niewielkich zasobach finansowych, które należy objąć socjalną ochroną, poprzez zapewnienie im dostępu do tanich, ciepłych posiłków - informuje Robert Karelus.- O rządową dotację na prowadzenie baru mlecznego mogą ubiegać się nie gminy, a przedsiębiorcy prowadzący działalność gospodarczą w postaci samoobsługowych, bezalkoholowych, ogólnodostępnych zakładów masowego żywienia, sprzedających posiłki mleczno-nabiałowo-jarskie.
Dotacja dotyczy tylko niektórych produktów. Nie można jej przeznaczyć przykładowo na mięso.
- Natomiast korzystający z takich środków finansowych nie mogą mieć marży wyższej niż 30 procent na wszystkie dania - kontynuuje rzecznik.- Z tego też powodu właściciele barów oferujących dania mięsne, uważają dotację za nieopłacalną i nie wartą przebranżowienia. Zdarzyły się również , głośne w mediach, przypadki konieczności zwrotu dotacji przez przedsiębiorców.
Rzecznik dodaje, że osoby o niskich dochodach nie zostają pozostawione same sobie. Miejski Ośrodek Pomocy Rodzinie wypłaca im zasiłki na dożywianie bądź opłaca posiłki w jednym ze świnoujskich lokali gastronomicznych ( typu "stołówka"). Oprócz tego dzieciom z rodzin o niewielkich zasobach finansowych, gmina opłaca posiłki w szkołach i przedszkolach.
Tylko w ubiegłym roku z tej formy dożywiania skorzystały 1564 osoby, w tym 605 dzieci.
Jakaś stołówka już ma umowę z moprem, pewnie są jakieś układy żeby bar mleczny nie powstał i stołówka nie straciła klijentów
Dofinansowanie Karuzeli -na to szybko są pieniądze!!Władza szasta pieniędzmi ale tylko dla wybranych.!!
Możemy jednak liczyć na to, że barów mlecznych jeszcze przybędzie. Miejmy tylko nadzieję, że każdy lokal będzie na swój sposób wyjątkowy i nie zatraci swojej społecznej atmosfery, że przy kompocie w dalszym ciągu spotykać się będą zarówno ci biedni, jak i ci bogaci, studiujący i pracujący, młodzi i starzy oraz ci, co w lumpeksach ubierają się z wyboru i ci, co z przymusu.
Ci, którzy nie odczuwają nostalgii za PRL-em i zdecydowanie preferują obiad ugotować sobie we własnym garnku, może więc przekona argument o atrakcji, jaką są bary mleczne dla odwiedzających Polskę obcokrajowców. " Ten obciachowy według niektórych bar mleczny jest bardzo cenionym zjawiskiem w Europie" - mówi Grzegorz Krzywak, współorganizator akcji Narodowego Baru Mlecznego. Kilka miesięcy temu docenił je na przykład magazyn" USA Today", który krakowskie jadłodajnie umieścił na liście najlepszych ukrytych knajp w Europie. Wiele przewodników pisze o polskich barach mlecznych jako o niezwykłej, charakterystycznej właśnie dla naszego kraju, atrakcji turystycznej, której podczas wycieczki nie można po prostu ominąć.
Bary mleczne zawsze miały aspekt demokratyczny. Dziś jest podobnie. W jednej kolejce stoją ludzie różnorodnie ubrani, z rozmaitych klas społecznych. To praktycznie jedyne miejsce, w którym spotykają się tak różni ludzie i, co najważniejsze, nikt się temu nie dziwi. " Taka społeczna różnorodność to rzadkość we współczesnych miastach, w których obserwuje się silne tendencje do pogłębiania się przestrzennego zróżnicowania w mieście. Bary mleczne są dokładnym przeciwieństwem grodzonych osiedli, drogich ekskluzywnych restauracji czy pilnie strzeżonych szklanych biurowców. Ich popularność wśród osób o różnych dochodach i stylach życia pokazuje, że jako społeczeństwo nie utraciliśmy jeszcze umiejętności bycia wśród ludzi innych od nas".
"Z definicji bar mleczny jest" jadłodajnią", która skupia ludzi potrzebujących taniego posiłku. Ale z naszej perspektywy, to również miejsce, które daje poczucie przynależności do społeczeństwa. Nie powoduje wyobcowania i swego rodzaju wartościowania. Chętnie przyjmiemy każdego, bez względu na to czy stać go jedynie na zupę za 1, 50 zł, czy może sobie pozwolić na lunch za 50 zł. To nie ma tutaj znaczenia" - mówi" król barów mlecznych".
Jak cenne są dla Polaków bary mleczne pokazała walka o Prasowy w Warszawie. 19 grudnia 2011 r. młodzi działacze dokonali tzw." społecznego otwarcia baru Prasowego". A mało co, bar ten nie podzieliłby losu słynnego Karalucha, w którego miejsce powstała stylizowana na francuską, nowoczesna kawiarnia Saint Honore. " Widziałem staruszków, którzy przychodzili do patiseri i pytali:" Co się stało z moim barem?". Patrzyli na ciastka za 10 złotych i wychodzili. Bo dla nich 10 złotych to pełen obiad z kompotem.
Dla młodych PRL to kraina retro, zaginiony świat, który znają z fotografii. Jest dla nich interesujący. Z kolei starsi ludzie w tym PRL-u żyli, rodzili dzieci, pracowali, często byli szczęśliwi. Czują nostalgię za PRL-em jako krainą życia bezpiecznego, pewnego, z kubkiem kakao i kluskami leniwymi".
Bary mleczne to wynalazek typowo polski. Mimo potocznego przekonania, że są pozostałością po PRL-u, ich tradycja jest znacznie dłuższa. Pierwszy bar mleczny, czyli jadłodajnię serwującą dania jarskie na bazie mleka, jajek i mąki, otworzył w Warszawie w roku 1896 Stanisław Dłużewski. Bar nazywał się" Mleczarnia Nadświdrzańska" i znajdował się przy ulicy Nowy Świat. W 1918 roku idea barów mlecznych rozprzestrzeniła się na cały kraj. W następujących latach kryzysu ich popularność wzrosła jeszcze bardziej, a specjalne rozporządzenia ministerialne regulowały wielkość, skład i ceny potraw, tak by były one dostępne także dla uboższych ludzi.
Dlaczego Polacy tak bardzo ukochali sobie właśnie ten relikt PRL-u? Dlaczego wciąż istnieje tak wiele barów mlecznych, które wyglądem w niczym nie różnią się od tych z lat 60. i 70.? Dlaczego młodzi przedsiębiorcy sięgają po PRL-wski design i tworzą miejsca stylizowane na słynnego Karalucha, Słoneczny czy Bambino, mimo że i tak na tym nie zarabiają?
wy tez widzicie swinie?
Moda, tradycja, demokracja 25 stycznia na Rynku Głównym w Krakowie powstał Narodowy Bar Mleczny. Można było się napić ciepłego mleka, ale również wziąć udział w pokojowym proteście przeciwko nowym rozporządzeniom Ministerstwa Finansów, które chce obciąć barom mlecznym dotacje, twierdząc, że i tak jej nie wykorzystują, co według protestujących nie jest oczywiście prawdą. Do akcji dołączyli Zbigniew Wodecki, Andrzej Sikorowski, Grzegorz Turnau, jak również prezydent Krakowa prof. Jacek Majchrowski.
a co was interesuje tak naprawdę? zdaje się, że dużo większe koryto co nie?
Jakoś w innych miastach znajdują się tacy przedsiębiorcy, a u nas jak zwykle ze wszystkim problem.
Posiłki sprzedawane w barach mlecznych są dotowane z budżetu państwa, co szczegółowo reguluje rozporządzenie Ministra Finansów z dnia 20 grudnia 2010. W 2012 wartość dotacji dla barów mlecznych wyniosła 20, 6 mln zł. W ustawie budżetowej na 2013 na ten cel była zapisana kwota 21, 8 mln zł.
Pierwszy bar mleczny, czyli jadłodajnię serwującą dania jarskie na bazie mleka, jajek i mąki, otworzył w Warszawie w roku 1896 Stanisław Dłużewski (hodowca bydła mlecznego, rolnik i ziemianin). Bar nazywał się" Mleczarnia Nadświdrzańska" i znajdował się przy ulicy Nowy Świat. Bar był dochodowy i wkrótce inni przedsiębiorcy otworzyli podobne placówki. W 1918 roku idea barów mlecznych rozprzestniła się na cały kraj. W następujących latach kryzysu popularność barów mlecznych wzrosła jeszcze bardziej, a specjalne rozporządzenia ministerialne regulowały wielkość, skład i ceny potraw, tak by były one dostępne także dla uboższych ludzi. W okresie PRL nastąpił szczególnie intensywny rozwój tego typu placówek. Większość z nich należała do Spółdzielni Spożywców" Społem". W przeciwieństwie do przeważających współcześnie barów szybkiej obsługi na wzór zachodnich" snacków", bary mleczne charakteryzują niskie ceny dań, często trzykrotnie niższe niż ceny tych samych dań w restauracjach.
Zjeżdżające do nas na sezon menelstwo robiło by tylko siarę w takich barach, turysta chcąc zjeść lane kluski jak u mamy, wolałby podejrzewam kebaba niż towarzystwo obszczanego brudasa. ;)
świetny pomysł z tym barem w kazdym miescie jest
Tylko jest maly problem.ludzi to interesuje.a wladze patrza zeby ktos sie zajal problemem tylko nie oni bo oni przeciez nie sa dla ludzi tylko traktuja miasto jak swoj biznes.nie nasz