Zegar wodny był chwilową atrakcją nowej promenady. Zabłysnął kolorowymi światełkami, zaszumiał tryskającą wodą, posłużył jako tło pamiątkowych zdjęć i...się skończył. Jednosezonowy bubel działał krócej niż najtańsze oświetlenie choinkowe, choć tani nie był. Próbowano stwarzać pozory "konserwacji", "remontu", aż wreszcie atrakcja promenady zmieniła się w znak indolencji naszych władz. Teraz zegar wodny już tak dalece nie przypomina oryginału, że turyści nieznający stanu pierwotnego, mogą snuć domysły "co autor miał na myśli". No właśnie, co miały na celu osoby z magistratu, które pozwoliły na taką kosztowną jednorazową tandetę?